5
(1)
Kiedy śmierdzi bardziej niż zwykle
Denitryfikacja to taki etap, gdzie wszystko śmierdzi, ale w sposób wyedukowany. Dla zwykłego nosa – masakra. Dla nosa Zdzicha – poezja w czterech tonach azotu. Był wtorek, mglisty jak umysł po trzyzmianowym weekendzie. Komora nr 2 miała przejść czyszczenie dna – standardowa robota. Fekalia, flok, wszystko pięknie. Zdzichu wziął gumowe buty, sondę, rękawice i notes. Franek nie chciał iść, bo twierdził, że ostatnio coś tam „sapało”. Kot patrzył, jak Zdzichu schodzi po metalowej drabinie do strefy technicznej. Nie ruszył się z parapetu. Ale miał ten swój wzrok – **„Nie wracaj z niczym.”**Obiekt numer jeden
Na dnie komory było wszystko, czego oczekiwano: osad, błoto, niespełnione obietnice z instalacji beztlenowej. I coś jeszcze. Coś białego, okrągłego, błyszczącego przez warstwę śluzu. Zdzichu pochylił się, przepłukał fragment wodą z węża. **Czaszka.** Nie plastik. Nie gips. Kość. Zęby. Plomba – stara, metalowa, jak z PRL-u. Brak żuchwy, pęknięcie przy potylicy. Ale oczy – a raczej oczodoły – patrzyły w górę. Prosto na Zdzicha. Ten wciągnął nosem zapach. W tej chwili nie czuł siarkowodoru. Czuł coś innego. Coś… znajomego. Stare ścieki. Stare lęki. – „No pięknie.” – mruknął. – „Albo znowu kręcą film w hali bez zgody, albo czaszka się spóźniła na dekadę.” Zgłosił to przez radio. Halina odebrała. – „Zdzichu, przestań. To pewnie manekin do ćwiczeń BHP. Albo łeb od figury z pogotowia chemicznego.” – „Manekin nie ma amalgamatowej plomby.” – odparł cicho. Kot zaczął syczeć. Choć był piętro wyżej.Gdzie był rok 1984?
Czaszka trafiła do laboratorium. W pojemniku, szczelnie zamknięta, ale Felek i tak nie chciał wejść do środka. Usiadł pod drzwiami i mruczał niskim, przeciągłym tonem, którego Zdzichu nie słyszał od awarii komory osadowej w 2009. Halina, z przyklejonym uśmiechem niedowierzania, próbowała zachować profesjonalizm. – „Musi być z jakiejś starej symulacji pożarowej. Może ktoś zostawił rekwizyt.” – „A czemu miałby go zakopać pod 1,5 metra floku?” – odparł Zdzichu. – „I czemu kot syczy, jakby znał zmarłego?” Przez chwilę oboje patrzyli na siebie bez słów. W tle – spektrometr zaciął się na kalibracji. To też nie wróżyło dobrze. Potem Zdzichu wszedł do sterowni. I tam – zaczęło się na dobre. Dane z czyszczenia komory denitryfikacji – zniknęły. Ostatnie 24 godziny: białe pole. Historia: brak. Cofnął się głębiej. 2024 – OK. 2000 – OK. 1991 – coś się zawiesiło. 1984 – **błąd systemu**. Nie brak danych. **Zakaz dostępu**. – „SCADA się nie wiesza na danych sprzed czterdziestu lat. Ona po prostu ich nie ma.” – powiedział sam do siebie. A wtedy – pojawił się nowy login. **Użytkownik: ZK_84** **Status: aktywny** **Lokalizacja: Komora D2** Zdzichu przestał oddychać na moment. ZK – jak Zdzisław Koźlak. Ale on nie miał konta z 1984.Notatka, której nie było
Zeszyt, który Zdzichu nosił od 2003 roku, miał strony poplamione osadem, kawą i czasem krwią z przypadkowych rozcięć o stalowe krawędzie. Ale był święty. Nigdy nie ginął. Na stronie 17 pojawił się nowy wpis. Pismo znane – jego. Tylko że nie pamiętał, by to napisał. *„Znalezisko. Denitryfikacja D2. Twarz znana. Nie grzebać. 1984 – zamknięte.”* Pod spodem odręczny szkic czaszki. I podpis: **„Felek był wtedy młodszy.”** Kot siedział pod biurkiem. Mruczał. Nie spał. Mruczał do rury ciepłowniczej. – „Pamiętasz, co wtedy zrobiliśmy?” – spytał Zdzichu szeptem. Rura zawibrowała. SCADA zgasła na trzy sekundy. A kiedy wróciła – login ZK_84 już nie był aktywny. Ale na ekranie, nad planem oczyszczalni, widniał nowy punkt: **„Strefa martwa – nie wchodzić.”**Strefa martwa
Była tam. Zaznaczona na SCADZIE jako „NIE WCHODZIĆ”. Ale Zdzichu nie znał takiego zapisu w planie. Na żadnym szkoleniu, w żadnym projekcie, nikt nigdy nie wspomniał o „martwej strefie” między komorą D2 a starą przepompownią. Wziął latarkę, stary detektor gazów (ten, który zawsze działa, nawet jeśli nikt nie wie dlaczego), i ruszył. Kot – nie tym razem. Siedział tylko przy schodach, mrucząc cicho, z ogonem zawiniętym jak pytanie, na które lepiej nie odpowiadać. Korytarz był zalany lekko – nie groźnie, ale wystarczająco, by chlupot miał w sobie rytm. Tak jakby ktoś szedł przed nim. Po pięćdziesięciu metrach zobaczył drzwi. **Metalowe. Pordzewiałe. Z numerem, którego nie znał: „Sekcja C-84”** Pod palcami – zimno. Ale nie od temperatury. Od wspomnień, których nie miał. Otworzył.Maszyna, która nie była podłączona
W środku – pokój techniczny. Zasilanie z zewnątrz odcięte, ale coś pulsowało. Jakby ściany pamiętały prąd. Na środku – konsola. Stara. Typ z lat 80., przyciski jak z radzieckiej elektrowni. Monitor – CRT, zakurzony, ale… włączony. Zasilanie? Brak. Na ekranie – jedna linijka tekstu: **„ZK_84: Wróciłeś. Za późno.”** Zdzichu cofnął się o krok. Maszyna zapiszczała – nie alarmem, ale… zawiedzeniem. Takim, jakie mają stare dyski twarde, kiedy próbują przypomnieć coś wymazanego. Na podłodze – nazwy. Litery wypalone chemicznie w betonie. **„Janek Kowalik – operator 1984”** **„Marian K.” – niepełne.** **„Zdzisław K.” – nie dokończone. Przerwane.** – „Co tu się działo…” – szepnął Zdzichu, i wtedy latarka zamrugała. A monitor zmienił tekst: **„Nie zapisałeś wszystkiego. Felek pamięta.”** Kot zawył z daleka. Krótko. Jakby próbował coś zatrzymać.Raport, który miał zostać spalony
Zdzichu wrócił do laboratorium z oczami nieco innymi. Nie zmęczonymi. Nie spanikowanymi. Po prostu innymi – jakby coś w nim się przesunęło. Halina spojrzała na niego znad próbki. – „Znowu ścieki przemówiły?” – „Nie. Tym razem przemówił beton.” – odpowiedział. Siadł przy biurku, wyjął zeszyt. Strona 23 – pusta jeszcze godzinę temu – teraz zawierała kartkę wklejoną taśmą. Inny papier. Inna faktura. Inny czas. *PROTOKÓŁ – INSPEKCJA TECHNICZNA – 16.06.1984* *Operator główny: Zdzisław Koźlak (tymczasowo)* *Zgłoszenie: zapadnięcie segmentu denitryfikacji D2, wyciek nieznanej substancji, jedno ciało nieoznaczone* *Decyzja: zakopać, oznaczyć jako awarię sprzętową. Nie raportować do wojewódzkiego inspektoratu.* Zdzichu nie pamiętał tego dnia. Miał wtedy 19 lat. Był pomocnikiem. Oficjalnie. – „To niemożliwe…” – szeptał. – „Nigdy nie podpisywałem żadnego protokołu w ’84.” Kot wskoczył na biurko. Usiadł na kartce. Patrzył mu w oczy. Jakby pytał: *„Czy już sobie przypomniałeś?”*SCADA zna twoje wybory
Sterownia znów zaczęła się zmieniać. Pulpity działały płynnie. Ale Zdzichu zauważył, że ekran SCADY nie pokazuje już tylko danych. Pokazuje opcje. **[Zarchiwizuj protokół]** **[Usuń dane z 1984]** **[Potwierdź milczenie]** **[Otwórz dostęp do strefy D2 dla innych]** I nowy wpis: **„Decyzja musi być ta sama. Lub inna. Ale tym razem świadoma.”** Halina nie widziała tych komunikatów. Patrzyła tylko na analizator próbki – ten pokazywał stężenie rtęci i niklu w osadzie z komory. Nienaturalnie wysokie. Takie, które mogłyby… konserwować ciało. Lub czaszkę. Zdzichu spojrzał na kota. – „To dlatego nie chciałeś tam zejść? Bo już tam byłeś?” Kot nie odpowiedział. Ale ekran SCADY zrobił coś, czego nikt nie przewidział. Przez sekundę – dosłownie jedną – pokazał twarz. Rozmazaną. Niewyraźną. Ale dla Zdzicha znajomą. Jego własną. Tylko młodszą.Archiwizacja prawdy
Zdzichu siedział sam w sterowni. Halina wyszła, nie pytając. Franek spał w szatni z gazetą na twarzy. Kot leżał na klawiaturze, jakby chciał zablokować dostęp do czegokolwiek. Ale już za późno. SCADA czekała. Na ekranie pulsowały cztery opcje. Żadna nie była „Wstecz”. Żadna nie oferowała „Pomyśl jeszcze”. Była tylko decyzja. Taka jak wtedy. W ’84. Zdzichu uniósł rękę. Palec zadrżał nad opcją: **[Otwórz dostęp do strefy D2 dla innych]** Przez chwilę myślał o tym, że może to po prostu wyłączyć. Ale wiedział – system i tak pamięta. Nawet jeśli nie mówi. A teraz mówił. Kliknął. Cisza. Potem – klik z szafy sterowniczej. Gdzieś w głębi oczyszczalni otworzyły się drzwi. Te same, które przecież nigdy nie istniały. SCADA napisała tylko jedno słowo: **„Zrozumiano.”**Kości, które nie milczą
Następnego dnia na oczyszczalnię przyjechała ekipa archeologów technicznych. Halina ich wezwała – bez pytania Zdzicha. Powiedziała tylko: – „To nie jest odpad biologiczny. To historia.” W strefie D2 znaleźli więcej. Sześć czaszek. Fragmenty dokumentów. Stare logi wejść z nazwiskami operatorów z lat 80. Wszystkie zaginione w czasie stanu wojennego. Wszystkie ukryte pod osadem technologicznym i milczeniem systemu. Jeden z nich miał identyczną plombę jak ta, którą znalazł Zdzichu. Ten, który podpisał protokół. Ten, który miał zginąć w awarii, ale się nie zgłosił. Bo ktoś go wcześniej wykreślił z systemu. Kot patrzył na wykopaliska z dachu. Nie ruszał się. Tylko mruczał. Cicho. Tak, jakby znał każdy z tych zapachów.¿La moraleja?
Nie wszystko się rozpuszcza w osadzie. Niektóre rzeczy trzeba odkopać. Zwłaszcza własne decyzje.¿Cómo valora esta historia?
¡Haz clic en una estrella y puntúa Zdzicha!
Votos: 1 - Medio: 5
Nadie ha votado aún. ¡Sé el primero!