Tajemnica broszki kierownika – Zdzichu, Felek i piesek w ściekowej intrydze

Operator Zdzichu z kotem i suczką, przyglądają się dziwnej broszce „Najlepszy Kierownik 2001” znalezionej w krzakach oczyszczalni
5
(2)

🧷 Zdzichu i tajemnica broszki kierownika

Saved: Monday, 06:58 a.m. – jeszcze kawa parzyła, jeszcze system się nie zawiesił, jeszcze suczka była cicho.

Nie wiem, czy to był zwykły poniedziałek, czy taki poniedziałek, co się go pamięta do emerytury. Wszystko zaczęło się od tego, że Felek wrócił z patrolu wcześniej niż zwykle. Przez trawę szedł dumnie jak saper. W zębach – coś błyszczącego.

Na pierwszy rzut oka – złom. Na drugi – broszka. Na trzeci – odznaka. Z napisem: „Najlepszy Kierownik 2001 – Gmina Chłodna Rura”.

Spojrzałem na Felka. Miauknął. Spojrzałem na pieska – a raczej suczkę, bo odkąd odkryliśmy, że „krawat” to tylko biała plamka, przestałem się oszukiwać. Ona… warczała.

Nie na Felka. Nie na broszkę. Na… zdjęcie kierownika, które wisiało na ścianie pokoju socjalnego od czasów transformacji ustrojowej.

Zrobiło mi się lekko słabo. A kawa jeszcze nie weszła.

Zabrałem broszkę do sterowni. Położyłem obok kubka. Wyglądała na taką, co pamięta jeszcze czasy, gdy Halina była brunetką, a w BHP obowiązywała „przysięga szmaty”. Metal wytarty, emalia pęknięta, ale napis nadal widoczny: „Najlepszy Kierownik 2001”.

Zajrzałem do pokoju kierownika.

– Zdzichu, czego chcesz o tej porze?
– Kierowniku… to… pana broszka?
– Jaka broszka? – warknął i zasłonił coś na biurku.

Pokazałem mu znalezisko. Zbladł jak przechlorynowany osad.

– To… to stary śmieć. Zgubiłem to w ’99. A może w ’98. Albo… nieistotne. Wyrzuć to.

Felek syknął. Suczka zaczęła szczekać.

Wróciłem do sterowni. Broszka… zniknęła.

Nie chciałem być paranoikiem. Ale jak człowiek pracuje z osadem, uczy się ufać intuicji. A moja intuicja miała dziś katar, dreszcze i gorączkę.

Wszedłem do magazynu części. Felek wskoczył na regał, suczka obwąchiwała każdy zakamarek. I wtedy zobaczyłem – metalowy ślad na podłodze. Jakby coś zostało przemycone po cichu.

Zwinąłem rękaw, wyjąłem latarkę z szafki „tylko awarie”, zapaliłem. I tam, między skrzynką z zaworami a wiadrem po farbie epoksydowej – leżała broszka. Tyle że… już bez napisu.

Emalia starta. Tylko kontur został. Jakby ktoś celowo ją zeskrobał.

W tym momencie zadzwonił telefon wewnętrzny. Halina. – Zdzichu, kierownik prosi cię do siebie. Mówi, że „czas wyjaśnić pewne nieporozumienie”.

W tle słyszałem dźwięk niszczarki. A suczka zjeżyła sierść.

Do gabinetu wszedłem bez pukania. Kierownik siedział tyłem, patrząc przez okno na zbiornik retencyjny. W ręku trzymał coś, co wyglądało jak stara teczka z gumką.

– Zdzichu – powiedział cicho. – Ty zawsze miałeś nosa.

W środku zaklekotała klimatyzacja. Suczka usiadła obok mnie, bezszelestnie jak cień. Felek wskoczył na regał, zwinął się w kulkę, ale nie spał. On obserwował.

Kierownik odwrócił się i postawił teczkę na biurku. Była pokryta kurzem, pachniała chlorkiem i starym linoleum. Otworzył ją powoli.

– Tu masz… stare zdjęcia, dokumenty z czasów modernizacji. 2001 to był dziwny rok. Dużo się działo. Broszka… to prezent, który mi nie przysługiwał. Ale dostałem.

Spojrzałem na zdjęcie. Kierownik, młodszy o 20 lat, obok kogoś, kogo nie znałem. A pod spodem – długopisowym pismem: „Stanisław G. – kierownik z urzędu. Zaginął 1999.”

W tym momencie suczka zawarczała. Ale nie na kierownika. Tylko na szafkę w rogu gabinetu.

Podszedłem do szafki. Zwykła, metalowa, z zamkiem na kluczyk, jakich setki w oczyszczalni. Ale ten zamek… był niedomknięty.

– Kierowniku – powiedziałem wolno – co pan trzyma w tej szafce?

– Dokumenty – odparł zbyt szybko. Zbyt szybko.

Suczka podeszła pierwsza. Postawiła łapki na drzwiczkach. Z wnętrza dobiegł suchy trzask. Jakby pękał plastik. Otworzyłem.

W środku: – stare buty robocze z numerem „S.G. – URZĘD.” – aparat analogowy – broszka – ta prawdziwa, nieoszlifowana – i… foliowy worek z czymś, co wyglądało na próbkę osadu z 1999 roku.

– To nie tak, Zdzichu – zaczął kierownik. Ale ja już nie słuchałem. Bo w rogu worka było coś jeszcze. Kawałek papieru. Z napisem: „Nie broń go. On wraca. Z kanalizacji.”

Spojrzałem na Felka. Ziewnął. Spojrzałem na suczkę. Zamerdała ogonem.

– No dobra – westchnąłem. – Czas sprawdzić dane z 1999. Tylko… ich już nie było.

🔚 Epilog

Wieczorem siedziałem w sterowni, w towarzystwie klasycznym: kubek, Felek, suczka. Broszka zniknęła. Teczka – też. Kierownik dziś nie wyszedł z biura. A dane z 1999… ktoś je po prostu nadpisał.

W komorze denitryfikacji czujnik znowu piszczał bez powodu. Jakby coś się tam ruszało, ale tylko wtedy, gdy nie patrzyłem.

– Felek, co myślisz? Mrugnął. Suczka westchnęła. I znowu warczała. Ale teraz – na ścianę. Na cień, którego nie było.

Zamknąłem laptopa. Wziąłem łyk kawy. Nos Zdzicha czuł, że to nie koniec.

The moral?

Nie każda broszka błyszczy prawdą. Ale każda prawda w końcu wypłynie. Nawet jeśli trzeba ją wygrzebać spod warstwy starego osadu.

How do you rate this story?

Click the star and rate Zdzichu!

Votes: 2 · Average: 5

No one has voted yet. Be the first!

X
Facebook
LinkedIn
en_USEnglish