Bateria z kiszonki – Dziennik Zdzicha
7 sierpnia 2025
Poniedziałek: kapuściane przemyślenia
Rano po firmowej imprezie patrzyłem na wielką miskę kiszonej kapusty jak na niewykorzystany potencjał. Jestem Zdzichu, ten od moustachu i czapki z napisem „Czajnik” – w oczyszczalni znają mnie wszyscy. Zamiast wyrzucać kapustę, wpadłem na pomysł: wrzucić ją do fermentora. Felkowi, rudemu kocurowi o filozoficznym spojrzeniu, nawet oko nie drgnęło, tylko jego wąsy zadrżały. Czarny sznaucer miniaturka, nasza psia maskotka, trzymał w pysku klucz francuski i patrzył na mnie z ufnością. „No to lecimy” – mruknąłem i ruszyłem w stronę zbiornika.
Kiszonkowa alchemia
Fermentor mruczał jak czajnik, a ja wrzucałem kapustę, śmiejąc się z własnej wynalazczości. Psina wiernie podawała mi narzędzia, a Felek wskoczył na panel sterowania i obserwował wszystko jak cichy nadzorca. Zapach kiszonki mieszał się z aromatem oleju hydraulicznego – mieszanka abstrakcyjna, ale dla mnie idealna. „Co z tego wyjdzie?” – zapytałem głośno, chociaż rozmawiałem głównie sam ze sobą. W odpowiedzi usłyszałem tylko ciche mruknięcie kota i klekot rur.
Poranek pełen napięcia
Następnego dnia wchodzę do sterowni, a tu wszystkie kontrolki migoczą jak choinka. Na monitorze – skok napięcia jak w kabarecie. Zanim zdążyłem zapytać „kto się bawił gniazdkami?”, Felek wszedł do środka i… zaczął świecić. Jego futro emitowało delikatną poświatę, jakby był lampką nocną na baterie. Psina podskoczyła, ja zbaraniałem. Sprawdziłem numery na wyświetlaczach: kilkanaście voltów więcej niż zwykle. Kiszonka nabrała mocy.
Woltomierz i kocie świetlenie
Chwyciłem stary woltomierz, podłączyłem sondy do fermentora, a psina z przejęciem trzymała kabel w zębach. Wskazówka wyskoczyła jak kot na widok ogórka – wskazując, że prąd płynie. Felek siedział obok i z filozoficznym spokojem lizał łapę, jakby migotanie futra było najbardziej normalną rzeczą na świecie. „Oho, mamy akumulator z kiszonej kapusty” – zakpiłem. W głowie pojawiły się obłędne wizje podłączania telewizora pod kota, ale rozsądek (i zapach ogórków) mnie powstrzymał.
Szef wchodzi
Wtedy do hali wpadł kierownik. Spojrzał raz na świecącego kota, raz na miernik i powoli na mnie. „Zdzichu, mieliśmy atak?” – zapytał, a ja prychnąłem. „Nie, szefie, bateria z kiszonki” – odpowiedziałem z dumą. Kierownik popatrzył na Felka, który nadal świecił, a potem na psinę, która merdała ogonem. „Zrób to jeszcze raz” – rzucił tylko i wyszedł, jakby zamawiał drugą kawę, a nie drugi cud techniki. Felkowi mignęła ironia w oczach.
Powtórka z kapuścianej rozrywki
Przy kolejnej turze kapuścianego eksperymentu wrzuciliśmy resztki tak, jakbyśmy karmili potwora. Fermentor zabulgotał, wskaźniki znowu poszły w górę, a Felek rozświetlił się jak żarówka LED. Psina podskoczyła, bo na dnie znalazła stary śrubokręt – jej trofeum. Ja zakładałem już, że w przyszłości każdy dom będzie miał własnego kiszonkowego kota do zasilania lampki. „Można by opatentować” – mruknąłem, wycierając ręce w roboczy kombinezon.
Refleksja w cieniu fermentora
Gdy emocje opadły, usiadłem na schodkach zbiornika. Spojrzałem na swojego wąsa, na świecącego kota i na psinę tarmoszącą śrubokręt. Uświadomiłem sobie, że w tym absurdalnym eksperymencie było więcej prawdy niż w niejednej broszurze o odnawialnych źródłach energii. Kiszona kapusta okazała się dawać więcej prądu niż wielu internetowych influencerów, a kot – jak zwykle – wszystko skwitował milczeniem. Tylko psina była szczęśliwa, że ma nowy rekwizyt.
Nigdy nie lekceważ mocy kiszonki i wyobraźni. Tam, gdzie inni widzą odpadki, my widzimy energię i humor. A jeśli twój kot zacznie świecić – sprawdź fermentor, ale najpierw zrób sobie kawę.
How do you rate this story?
Click the star and rate Zdzichu!
Votes: 2 · Average: 4.5
No one has voted yet. Be the first!